Poruszając problem mandatów za błędnie pokonany przejazd kolejowy
Wśród mandatów za wykroczenia drogowe, istnieje jeden, który należy do najbardziej dotkliwych finansowo. Ten dotyczy niewłaściwego pokonania przejazdu kolejowego, a konkretnie związanego z tym błędnego kąta pokonania. Koszt takiego mandatu wynosi od 2 tysięcy do maksymalnie 4 tysięcy złotych, co jest ogromnym obciążeniem dla portfela kierowcy.
Sytuacja, którą chciałbym opisać, ma miejsce każdego dnia podczas mojej drogi do pracy. W pewnym sensie popieram ideę tak srogich kar za nieprawidłowe przekraczanie przejazdów kolejowych. Niemniej jednak, implementacja tego przepisu często prowadzi do absurdalnych sytuacji, których byłem świadkiem.
Podczas jednej z moich jazd na warszawskich Szmulkach, stałem w pierwszej linii przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Przez ten obszar przechodzi wiele linii kolejowych z intensywnym ruchem pociągów. Szczególnie o poranku i w godzinach szczytu popołudniowego ruchu samochodowego na drogach tworzą się długie kolejki aut czekających na otwarcie przejazdu. W takim natężeniu ruchu presja ze strony innych kierowców jest niezwykle wysoka, co zdecydowanie zwiększa ryzyko otrzymania mandatu.
Podczas codziennego pokonywania tego typu miejskich przejazdów kolejowych, które od dawna powinny być zmodernizowane przez budowę tuneli czy wiaduktów, najbardziej stresujący jest moment, gdy barierki zaczynają się podnosić po przejeździe pociągu, a ty stoisz jako pierwszy lub drugi w kolejce.
Choć pociąg już minął i logicznym krokiem wydaje się ruszenie auta, aby nie blokować ruchu, istnieje ryzyko nagrania takiego działania przez kamery umieszczone na przejeździe lub w innych pojazdach. Co gorsza, przepisy są niejasne i nierzadko dochodzi do sytuacji, gdzie pomimo podniesionych szlabanów, czerwone światło nadal miga. Kierujący zostaje wtedy uwięziony między przepisami a presją innych kierowców.